W polskich mediach (i pewnie nie tylko polskich), można wyczytać różne dziwne rzeczy na temat Tybetu. A to, że J.Ś. Dalajlama, jest odpowiednikiem Papieża dla buddystów, a to, że nie je mięsa, albo że w buddyzmie wszyscy są równi, itd. W tym poście wyjaśnię kilka rzeczy, które możesz usłyszeć/przeczytać w mediach, a które ja wielokrotnie słyszałam od moich turystów, i które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.
Mit 1. DALAJLAMA JEST “SZEFEM” WSZYSTKICH BUDDYSTÓW W TYBECIE
To nieprawda. Prawdę mówiąc Dalajlama nie jest nawet głową swojej własnej szkoły – Gelug. Formalnie jest nim Ganden Tripa – opat klasztoru Ganden koło Lhasy. Każda ze szkół buddyjskich, a jest ich 5 (wg starszeństwa):1. Nyingma2. Kagyu3. Sakya4. Jonang 5. Gelug
Każda z tych szkół ma swojego własnego “szefa”, który decyduje o wszystkim dotyczącym szkoły, której przewodzi. Do niedawna szkoła Nyingma, nie miała “głowy” ze względu na to, że każda linia przekazu w obrębie tej najstarszej tradycji, samostanowiła o sobie, nikogo nie zajmowało budowanie struktur, itp. Dobrze to widać na przykładzie historii Bhutanu. Buddyzm dotarł do tego kraju w VIII w, a wraz z nim Nyingmapowie. Zajęli się budowaniem klasztorów i praktyką i w ogóle nie myśleli o tworzeniu państwowości. Dopiero wiele wieków później z pojawieniem się Drukpa Kagyu sytuacja się zmieniła – powstała teokracja, na wzór tego, co w Tybecie stworzył Dalajlama V. Tak czy inaczej, do niedawna głowy szkoły, w Nyingmie nie było. Funkcję tą stworzono na potrzeby rady przy Dalajlamie.
Jaka jest więc rola Dalajlamy? Jest królem Tybetu, i jako takim najważniejszą osobą w państwie (obecnie nieistniejącym). Nie jest natomiast zwierzchnikiem religijnym szkół buddyzmu tybetańskiego.
Mit 2. TYBETAŃCZYCY SĄ WEGETARIANAMI, BO SĄ BUDDYSTAMI. DALAJLAMA NIE JE MIĘSA.
Wg najstarszych pism (Kanon Palijski — V w. p.n.e. zebrany tuż po parinirwanie Siddharty Gautamy), Budda nie zakazywał nigdy jedzenia mięsa, zakazał swoim uczniom natomiast żebrania o mięso. Dlaczego? Mnisi utrzymują się z tego, co dostają od wiernych. Do dzisiaj np. w Birmie można co rano obserwować kolejkę mężczyzn w czerwonych szatach (i kobiet w różowych) z miskami żebraczymi, wędrujących od domu do domu. Pierwsi uczniowie Buddy robili to samo, ale domagając się potraw mięsnych szybko, stali się ciężarem dla lokalnej społeczności. Dowiedziawszy się o tym, Budda zakazał żebrania o mięso. Czy nie stoi to w opozycji do faktu, że buddysta nie może zabijać? Aby to rozwiązać, wprowadzono koncepcję „czystego mięsa” – mówi o tym Jivaka Sutra — chodzi tu o sytuację, że zwierzę nie zostało zabite dla nas i nie byliśmy świadkiem jego agonii. W Vanijja Sutrze Budda podkreśla natomiast, że świecki praktykujący nie powinien angażować się w aktywności związane z handlem mięsem. W Amagandha Sutrze bramin (wegetarianin) konfrontuje się z Buddą Kassapą (poprzednim Buddą przed Buddą Gautamą) w sprawie jedzenia mięsa. Bramin twierdził, że jego wyższy status jest zasłużony ze względu na przestrzeganie diety wegetariańskiej. Budda przeciwstawia się temu argumentowi, wymieniając czyny, które powodują rzeczywiste skażenie moralne (tj. czyny sprzeczne z etyką buddyjską), a następnie stwierdzając, że samo spożywanie mięsa nie jest równoznaczne z tymi czynami.Koncepcja niejedzenia mięsa pojawiła się wraz z powstaniem Mahajany (I w p.n.e.). W niektórych sutrach Budda bardzo stanowczo i bez zastrzeżeń potępiał spożywanie mięsa, głównie na tej podstawie, że taki akt jest związany z szerzeniem strachu wśród czujących istot (które rzekomo wyczuwają zapach śmierci, który utrzymuje się w jedzącym mięso) i którzy w konsekwencji obawiają się o własne życie) i narusza fundamentalną kultywację współczucia bodhisattwy. Tyle sam Budda; jak widzicie w nawet w sutrach, nie ma jedności w tej kwestii.
Jak sprawa jedzenia mięsa wygląda we współczesnym Tybecie? W Lhasie tradycyjnie funkcjonowali rzeźnicy (muzułmanie z Kaszmiru), do dzisiaj w części tybetańskiej są jatki (Sanepid by oniemiał na widok warunków, jakie w nich panują), mięso sprzedawane jest także na targach i ulicach (niekiedy dosłownie prosto z chodnika). Na dachu świata warunki naturalne, wymuszają jedzenie mięsa, bo jeszcze do niedawna warzyw było niewiele. Paradoksalne zmieniło się to za sprawą Chińczyków, którzy zaczęli uprawiać warzywa w szklarniach. Jeszcze 15 lat temu wracałam z Tybetu o 10 kg chudsza, bo podróżując po wioskach i nomadzkich namiotach, jako wegetarianka nie miałam do jedzenia nic poza suchym chlebem i jogurtem. Powrót do miasta i wizyta w chińskiej restauracji, gdzie przygotowywano dla mnie dania warzywne, był prawdziwie ratującym życie doświadczeniem. Nawet obecnie w wielu miejscach (wliczając w to klasztory) częstowana jestem „bezmięsną” zupą na wywarze z jaczej kości, czy suszoną nogą jaka.
W Tybecie między innymi za sprawą Khenpo Tsultrim Lodrö z Larung Garu J.Ś. Karmapy pojawia się coraz więcej osób niejedzących mięsa lub praktykujących “dni bez mięsa”.
Jeśli chodzi o J.S. Dalajlamę, to nie jest wegetarianinem. W latach 60. przeszedł na wegetarianizm, ale ze względu na zalecenia lekarzy powrócił do jedzenia mięsa. Innym z powodów diety mięsnej jest równe traktowanie wiernych i darów, które mu przynoszą. Dalajlama wegetarianinem bywa — nie je mięsa jedynie okresowo i tylko przebywając w Indiach.
Mit 3. W BUDDYZMIE KOBIETA I MĘŻCZYZNA SĄ SOBIE RÓWNI
Świat buddyzmu to domena mężczyzn. Klasztory, wielkie instytucje, w których bada się naturę umysłu, pustki itp., są domeną mężczyzn. Praktycznie 99% nauczycieli buddyjskich to mężczyźni. Jest tylko jeden klasztor w Tybecie, na którego czele stoi przeorysza — to Samding nad Jeziorem Yamdrok. -No ale jak, powiesz — przecież są mniszki. Są. Ale do niedawna w Tybecie (w Therawadzie do chwili obecnej) nie miały pełnych święceń. Kobiety mają więcej reguł, których muszą przestrzegać niż mężczyźni, bo są bardziej “grzeszne”. Klasztor żeński podlega męskiemu. Mniszki podczas nauk zazwyczaj siedzą z tyłu (za mnichami), a w przerwie najważniejsza z mniszek otrzymuje herbatę, dopiero po tym, jak dostanie ją najmłodszy z nowicjuszy. Wg doktryny oświecenie można osiągnąć tylko w męskim ciele. Choćbyś przez eony praktykowała jako kobieta, to i tak w ostatnim wcieleniu musisz się odrodzić jako facet, bo inaczej z oświecenia nici. Najwyższe nauki są niedostępne dla kobiet. Wiele mniszek oddaje święcenia, bo nikt ich nie prowadzi na ścieżce, zostają pozostawione same sobie. To rodzi frustrację i kompleksy.
Ten problem zaczął się za czasów samego Buddy (i wcześniej) w Indiach, kiedy kobiety stanowiły “dobro ruchome”, nie mogły stanowić o sobie. Siariputra, jeden z uczniów Buddy, usłyszawszy o 8-letniej dziewczynce, która osiągnęła przebudzenie, wykrzyknął: “Trudno w to uwierzyć. Ponieważ ciało kobiety jest nieczyste i nie jest naczyniem dla Prawa”. Sam Budda nigdy nie zaprzeczał, że kobiety mogą być oświecone, we wczesnych sutrach mówi się o kontemplacji ciała (bez rozróżnienia na płeć), jako skórzanego worka z mięsem i nieczystościami, by odciąć pożądanie ale już w I wieku n.e. obiektem tej koncepcji stało się tylko ciało kobiece (jako nieczyste i odwodzące mężczyzn od oświecenia). To rodziło uprzedzenia i dyskryminację, które trwają po dziś dzień. Oczywiście, znane są wielkie nauczycielki, ale ich liczbę można by policzyć na palcach jednej ręki. Znane są wielkie praktykujące: Sakya Jetsunmy, joginie z Gebchak czy z Yarchen Garu, czy togdenmy (joginie) Khamtrula Rinpocze, ale znów są to zjawiska marginalne. W języku tybetańskim kobieta oznacza gorsze wcielenie, a Tybetanki modlą się by odrodzić się jako mężczyzna.
Ostatnimi laty dużo się mówi o roli kobiety w buddyzmie tybetańskim, pojawiły się także pierwsze w pełni wyświecone mniszki (okazało się w w chińskim buddyzmie Czan, przetrwała linia gelongm – w pełni wyświęconych mniszek i pierwsze mniszki tybetańskie otrzymywały święcenia w Czanie). Promyk nadziei na przyszłość. Z drugiej strony, nie tak dawno temu, Wangdrak Rinpocze (opat klasztoru Gebchak) opowiadał o konferencji, jaka się odbyła, na temat roli kobiet w buddyzmie, na której nie wystąpiła ani jedna kobieta… 🙂
Czy sama doświadczam tej dyskryminacji, odwiedzając klasztory? Tak, są miejsca, do których nie wolno mi wejść – tłumaczą mi, że to dla mojego dobra bo mogłabym się przestraszyć i takie tam pierdoły (przepraszam za słowo). Dopiero “dociśnięci do muru” (metaforycznie, bo jako kobieta nie mogę dotknąć mnicha 😉 ) przyznają, że chodzi o to, że jako kobieta jestem nieczysta.
Miniprzewodnik
po Tybecie
Podstawowe informacje dotyczące podróżowania po dachu świata.
Mit 4. DALAJLAMOWIE “WYMYŚLILI” IDEĘ TULKU
Zacznę od wyjaśnienia — tulku to oświecona istota, która decyduje się powrócić po śmierci na ziemię w nowej postaci, by nadal pomagać istotom na ich drodze ku oświeceniu. Dalajlama jest tulku, Karmapa jest tulku, Chogiam Trungpa był tulku itd.
Pierwszym, który powziął decyzję o tym, że powróci w nowym wcieleniu kontynuować swoją pracę, był wg tradycji I. Karmapa Dusum Khyenpa Chokyi Drakpa (1110 – 1193). Dusum Khyenpa przepowiedział swoje przyszłe wcielenie. Dał list swojemu głównemu uczniowi, Sanggye Rechen Peldrakowi (1148-1218), w którym przepowiedział, gdzie urodzi się jego następne wcielenie, i poinstruował Peldraka, aby zlokalizował i wyszkolił chłopca. Tyle tradycja. Zapisy historyczne wydają się jednak wskazywać, że linia inkarnacji Karmapy rozpoczęła się dopiero od Trzeciego Karmapy, Rangjung Dordże (1284-1339), który twierdził, że był inkarnacją Karma Pakszi (1204-1283) i że sam Karma Pakshi był reinkarnacją Dusum Khyenpy.
Także to nie dalajlamowie “wymyślili” idę inkarnacji lamów, ale karmapowie prawie 300 lat wcześniej.
Pierwszy Karmapa żył w latach, 1110 – 1193, a pierwszy Dalajlama 1391–1474 – to 281 lat różnicy (licząc daty śmierci, bo wtedy pojawiała się nowa inkarnacja). Jak to możliwe, że obecny Dalajlama ma nr XIV, a Karmapa XVII? Przecież karmapów powinno być dużo więcej. Jeśli przyjrzeć się dokładnie życiorysom, to poszczególni karmapowie, zazwyczaj żyli długo (niektórzy po 80 lat), natomiast inkarnacje dalajlamy zmieniały się często i nie zawsze z przyczyn naturalnych (w ciągu 70 lat pomiędzy 1805 a 1875 było ich 4).
Inne szkoły buddyzmu tybetańskiego zaanektowały ten pomysł. Czy tulku może się nie odrodzić? Może! To działanie wolicjonalne. Przykładowo, ostatnimi czasy Dalajlama zapowiedział, że będzie ostatnią inkarnacją w tej linii.
Mit 5. LAMA, CZYLI… MNICH
Bardzo często czytamy w relacjach podróżników, że spotkali w Tybecie lamów, tymczasem z opisu wydarzeń wynika, że spotkali mnichów. Tak się jakoś przyjęło, że jak widzimy na zdjęciu mężczyznę w bordowych szatach, a zdjęcie jest z Tybetu, to myślimy — lama.
Tymczasem rzecz się ma tak, że w klasztorze w większości mieszkają mnisi i tylko kilku lamów. Lama bowiem to nauczyciel. Będzie to albo tulku, czyli “żyjący Budda”, albo wysoce wyedukowany mnich, który naucza innych i koniec kropka. Można by powiedzieć, że każdy lama jest mnichem, ale nie każdy mnich jest lamą, ale to też nie do końca będzie prawda, bo wielu nauczycieli nie ma ślubowań mnisich, ma żony/partnerki i np. nosi świeckie ubrania.
I tu się pojawia kwestia celibatu, nie każdy lama, żyje w celibacie — np w szkole Sakya, tron przechodzi z ojca na syna… Karmapę XV namówiono, by się ożenił, aby przedłużył sobie życie i stał się tertonem (odkrywcą term, czyli ukrytych skarbów dharmicznych, bo terton powinien mieć żonę). Dilgo Khyentse Rinpocze także miał żonę. Dudziom Rinpocze miał dwie żony (kolejno) a z nimi w sumie 11 dzieci. Także jak widać w “tych sprawach” bywa różnie.
Kolejna rzecz — przyjęło się mówić na buddyzm tybetański — lamaizm. To dość niemądre — jakby na religię katolicką mówić księżyzm albo biskupizm. Brzmi raczej głupio. Szczęśliwie lamaizm pojawia się coraz rzadziej.
Mit 6. MISY TYBETAŃSKIE SĄ Z TYBETU
Jeśli wierzysz w tybetańskość mis “tybetańskich”, to muszę cię rozczarować. Co chwila czytam/ słyszę o koncertach mis tybetańskich i często aż mnie ręce świerzbią, żeby napisać do autora takiego posta…, że to absolutna ściema z tą tybetańskością. Jak powiedziała mi kiedyś pewna tybetańska lekarka z Berlina — o wielu rzeczach, które sprzedaje się jako tybetańskie, Tybetańczycy NIE MAJĄ POJĘCIA. i tak jest z tymi nieszczęsnymi misami. Jest to jedynie marketingowe robienie ludziom wody z mózgu. No i całkiem przypadkowo natrafiłam na sprzymierzeńca w tej kwestii. I to jakiego.
Dzongsar Dziamjang Khjentse w swojej książce “Guru pije burbon?” pisze:
“[…] Słyszeliście kiedyś o śpiewających misach Tybetańskich? Nigdy wcześniej nie było ich w Tybecie, dopóki jakiś pomysłowy wynalazca, który znał się na sprzedaży i chciał zarobić na nastrojach protybetańskich — nie wymyślił podobnych instrumentów. Teraz można je zobaczyć dosłownie wszędzie, zupełnie jakby były nieodłącznym elementem kultury tybetańskiej. Nawet Tybetańczycy z Dharamsali i Katmandu przyjęli śpiewające misy jako część własnej kultury […].
A ów “pomysłowy wynalazca” jest Niemcem, nazywa się Peter Hess 🙂
Dziękuję ❤️