
Jeśli czytasz moje posty (zwłaszcza te na Facebooku), to wiesz, że “różowe tybetańskie okulary” zdjęłam już dawno — nie lansuję “świętego Tybetu” i wszystkich tych orientalistycznych frazesów, którymi kultura Tybetu obrosła. W zeszłym tygodniu wpadł mi w ręce “dokument” o niewolnictwie w Tybecie (link do filmu). Garstka starszych ludzi opowiada jak im było źle za czasów dalajlamów i jak Chiny im pomogły. Czy kłamią? Nie. Ale czy to cała prawda na ten temat?
Wbrew temu co chcielibyśmy myśleć, Tybet nigdy nie był rajem na ziemi. Ani za panowania dalajlamów, ani obecnie. Sama pamiętam, jak wkurzyłam się, czytając opis w jednej z książek Tulku Thondupa, że życie na płaskowyżu tybetańskim to sielanka pośród kwietnych łąk. Dla tulku pewno tak, ale dla nomadki w Mato, która rano musi doić dri na mrozie (w Mato nawet w lecie poranki bywają mroźne) – nie koniecznie. Jak to mówią, punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia…
Ale ad rem.
Przed chińską inwazją w Tybecie, podobnie jak w wielu miejscach na ziemi, panował system feudalny – to fakt. Nie będę się wymądrzać, oddam głos specjaliście – prof. Eliotowi Sperlingowi:
“[…]W rzeczywistości zakres zobowiązań był zróżnicowany. Chociaż obowiązki niektórych chłopów na dole były uciążliwe, system był taki, że chłopi pańszczyźniani mogli również posiadać ziemię, a nawet mieć innych związanych z nimi chłopów jako parobków. W innych przypadkach poddani mogli pracować na własną rękę, z dala od majątków, w zamian za roczną opłatę płaconą ich suwerenowi. Poza tym życie monastyczne umieszczało znaczny procent ludności poza zobowiązaniami wobec stanów arystokratycznych.
[…]W tym hierarchicznie ustrukturyzowanym społeczeństwie Dalajlama również miał poddanych, w tym zarówno chłopów, jak i innych znacznie wyższych rangą. […] Tybetańczycy w Tybecie i na wygnaniu nie chcą wskrzesić systemu społecznego, który zniknął 50 lat temu, a który sam Dalajlama określił jako zacofany. W XXI wieku po prostu nie ma bodźców ani korzyści dla żadnej ze stron w przywracaniu systemu.
[…] W większości dyskusji gubi się zrozumienie, że warunki demograficzne Tybetu – niewielka populacja na stosunkowo dużym obszarze – przyczyniły się do złagodzenia skali wyzysku. Sytuacja była zupełnie odwrotna niż w Chinach z początku XX wieku, gdzie zdecydowanie za mało ziemi dla dużej populacji pozwalało na poważną eksploatację przez właścicieli ziemskich. Klasyfikowanie przez Chiny społeczeństwa tybetańskiego jako feudalnego przesłania fakt, że to społecznie zacofane społeczeństwo, pozbawione presji populacyjnej, którą można znaleźć gdzie indziej, po prostu nie załamało się tak, jak powinno i bezproblemowo funkcjonowało w XX wieku. Nieegalitarne? Tak. Czasami surowe? Tak. Ale „Piekło na Ziemi” dla ogromnej większości Tybetańczyków? Nie. Tradycyjne społeczeństwo tybetańskie nie było pozbawione okrucieństwa (kary nakładane na niektóre ofiary polityczne były rzeczywiście brutalne), ale postrzegane proporcjonalnie, bledły w porównaniu z tym, co wydarzyło się w Chinach w tym samym okresie. W czasach nowożytnych masowa ucieczka z Tybetu nastąpiła dopiero po jego aneksji do ChRL.[…]”.
Filmy, zdjęcia i artykuły, które znajdziecie w necie na temat “niewolnictwa w Tybecie” są wytworem chińskiej propagandy. W od 2009 r. narracja o niewolnictwie w Tybecie bardzo się nasiliła. Otwarto muzeum niewolników (otwarcie uświetnił swoją osobą Panczenlama) i stworzono nowe święto — dzień wyzwolenia niewolników. Tybetańska telewizja odtworzyła nawet powstały w 1963 r. na zlecenie “Armii Ludowo-Wyzwoleńczej” propagandowy klasyk “Niewolnik”. Wszystko to by zdyskredytować powstanie 2008 r. i falę protestów (m.in. samospaleń), które przez wiele miesięcy przetaczały się przez cały płaskowyż tybetański. Woeser w swoim eseju ”Powtórka filmu Niewolnik” nikomu nie zrobi prania mózgu!” napisała:“
[…] Jesteśmy głęboko zaniepokojeni, ponieważ patrząc na historie o Tybecie opowiadane przez rządowy dyskurs i autorytatywny system, wszystko to przedstawia” i nagina Tybet w sposób, który odpowiada ich wymogom, aby móc go wiecznie kontrolować. A jeśli chodzi o wymazanie i przekształcenie historii, to prawda jest ukrywana, terror jest ukrywany, Tybetańczycy nie mają innego wyboru, jak tylko milczeć. Film “Niewolnik”, który reprezentuje jedną z metod prania mózgu, czczony jako „rewolucyjny klasyk”, był pierwszym filmem zajmującym się pisaniem na nowo historii Tybetu. […] Próbuje opowiadać ludziom […], że Tybetańczycy urodzeni w zacofanym i niecywilizowanym Tybecie nie byli szczęśliwi i gdyby nie zostali uratowani przez „Armię Ludowo-Wyzwoleńczą” […]”
O tym zakłamywaniu historii przeczytasz więcej w poście dotyczącym systemu karnego w Tybecie. Niestety ta propaganda trwa do dziś (a nawet się nasila. Zadałam sobie trud obejrzenia najnowszego “dokumentu” i pogrzebałam nieco w Internecie.
Pani, która opublikowała ten film na YT, jest dziennikarką CGTN, chińskiego kanału telewizyjnego należącego do państwowego nadawcy — Centralnej Telewizji Chińskiej (jest to kanał angielskojęzyczny). Wystarczy zobaczyć jej film na temat Ujgurów, w którym dowodzi, że cieszą się oni wszelkimi swobodami w Chinach, a wiemy, że jest inaczej.
Na moje oko, część kadrów w jej filmie pochodzi z jednej z pokazowych “tybetańskich wiosek”. Widziałam ich kilka — wszystkie są do siebie dość podobne. Jedna z ostatnich scen toczy się w centrum aktywności “starej kadry (czy też “wysłużonej kadry”). Laoganbu takim mianem określa się zwłaszcza tych działaczy, którzy dołączyli do rewolucji przed 1949 r. Skąd wiem? Bo taki napis jest na tablicy w jednym z budynków, do którego wchodzi jedna z bohaterek.
Nie twierdzę, że w Tybecie za rządów dalajlamów był raj na ziemi, bo nie był, ale chcę Cię uczulić, że nie wszystkie materiały na temat Tybetu, jego historii i kultury, które znajdziesz w Internecie, są obiektywne. Warto zadać sobie trochę trudu i sprawdzić źródła.