
Przybyszów z Zachodu niezmiennie fascynuje i przeraża w Tybecie podniebny pochówek, czyli obyczaj oddawania ciał zmarłych sępom. Brzmi dość przerażająco, prawda? Czy takie jest naprawdę?
W Tybecie podniebny pochówek określa się mianem jhator, co oznacza dawanie jałmużny ptakom. Praktykuję się go wśród ludów tybetańskich i mongolskich. W przeszłości ograniczał się on do wysokich lamów i innych dygnitarzy, a zwłoki ofiarowano sępom podczas ceremonii religijnych. Obecnie ciała lamów zazwyczaj poddaje się kremacji, a pochówki podniebne zarezerwowane są dla zwykłych ludzi.
W miejscach, gdzie każdego dnia składa się kilka ofiar jhator, ptaki czasami trzeba namawiać do jedzenia za pomocą rytualnego tańca. Jeśli sępy nie ruszą ciała, albo zostanie choćby najmniejszy fragment ciała (nie licząc kości) uznaje się to za zły omen.
Skąd takie rozwiązanie? Ano z warunków środowiska. W Tybecie lasów (drewna) jest niewiele, a sępów dużo… przynajmniej tak było do niedawna. Obecnie sępy azjatyckie są gatunkami zagrożonymi wyginięciem ze względu na brak pożywienia. Na dachu świata mają się relatywnie najlepiej, a to właśnie dzięki rytuałom funeralnym. W Himalajach występują trzy gatunki sępów — sęp kasztanowaty, brodaty i himalajski. I to właśnie ten ostatni jest najczęstszym uczestnikiem pogrzebów. Szacuje się, że na płaskowyżu tybetańskim znajduje się łącznie około 2000 sky buriali, na których ofiarowuje się ptakom około 50 000 zwłok rocznie (jeden ptak spożywa podczas pogrzebu 200 – 300 g mięsa), a to jak twierdzą ornitolodzy, zapewnia przetrwanie populacji około 20 000 sępów.
Podniebny pochówek a buddyzm.
Nam, ludziom Zachodu podniebny pochówek wydaje się czymś obrzydliwym, a co najmniej szokującym. Trudno nam sobie wyobrazić, że moglibyśmy w ten sposób pochować naszych bliskich (nie mówiąc o nas samych). W naszej kulturze jesteśmy bardzo odcięci od śmierci. Niewiele poświęcamy jej uwagi. Nie myślimy o tym, że nasze życie nieuchronnie się kiedyś skończy.
Tybetańczycy mają do śmierci nieco inne podejście — są z nią bardziej oswojeni. Większość ludzi odchodzi w domu, wśród bliskich. Zwłok nie rusza się przez 3 dni. Dlaczego? Bo kiedy oddech się zatrzymuje, to umiera nasze ciało, natomiast wewnątrz nas funkcjonuje jeszcze oddech wewnętrzny i tajemny. Gdy ustanie oddech tajemny, ciało staje się tylko pustym pojemnikiem. Podniebny pogrzeb to tylko przypomnienie o nietrwałości życia. A z nietrwałością Tybetańczycy oswojeni są od najmłodszych lat. Wszystkie złożone rzeczy są nietrwałe — nauczał Budda, podlegają nieustającemu procesowi zmian. Dotyczy to wszelkiego rodzaju uwarunkowanych zjawisk, zarówno fizycznych, jak i mentalnych: pięciu elementów, gwiazd i planet, roślin, zwierząt, ludzi, a także uczuć, doznań, myśli itd. W naukach buddyjskich śmierć jest kluczowym momentem, ponieważ daje nam (na różnych jej etapach), wiele możliwości osiągnięcia oświecenia.
Jak wygląda taki pogrzeb?
Dawno temu miałam okazję być świadkiem podniebnego pochówku. Rodzina przywiozła zmarłą w dużym kartonie po telewizorze. – Jak to tak, bez trumny, w pudle, tak bez szacunku… Przed oczami przeleciało mi wszystko, co w naszej kulturze łączy się z pogrzebem.
Mnich wybrał miejsce, wbił w ziemię drewniany kołek. Przywiązał do niego zwłoki. W kilku miejscach naciął skórę. Sęp ma tak skonstruowany dziób, że nie może rozerwać skóry — musi czekać, aż ktoś zrobi to za niego. W tym czasie rodzina (sami mężczyźni) zajmowała się odganianiem sępów. Lama dał znak i ptaki całkowicie przykryły zwłoki. Po dłuższej chwili na ziemi pozostał ogryziony do czysta szkielet. Mnich zmiażdżył kości, zmieszał z tsampą (mąką z prażonego jęczmienia) i rzucił ptakom — sępy nie są w stanie same skruszyć kości. Całość trwała około 2 godzin.
Po zmarłej zostało tylko kilka fragmentów kostek. W miejscu, gdzie był wbity kołek, rodzina położyła kamień. Żadnego imienia, nazwiska, tylko OM MANI PEME HUNG.
Czy było to szokujące albo obrzydliwe? Nie. Było w absolutnej harmonii z tamtym miejscem. Podniebny pochówek to najbardziej ekologiczna forma pogrzebu w warunkach tybetańskich. Tybetańczycy postrzegają podniebny pochówek jako ostatni gest bodhisattwy, czyli oddanie ciała dla pożytku innych.
Czy będąc turystą można zobaczyć podniebny pochówek?
Wszystko zależy od tego, dokąd się wybierasz. W Tybetańskim Regionie Autonomicznym nie ma takiej możliwości, ponieważ zgodnie z przepisami turystom nie wolno zakłócać pogrzebów. Dobrze jest respektować to prawo. W przeciwnym razie można wylądować na posterunku policji, albo nawet oberwać kamieniem, albo kłonicą.
We wschodnim Tybecie te zakaz nie obowiązuje, są nawet miejsca, jak Larung Gar, które zrobiły z tego atrakcję turystyczną.
Zanim zdecydujesz się na udział w podniebnym pochówku, warto się zastanowić po co, to robisz.