Lhasa i okolice – relacja z podróży pani Bożeny

Lhasa i okolice – relacja z podróży pani Bożeny

Lhasa
Podróżuję do Tybetu od 12 lat. Mało co mnie tam zaskakuje. Czasem coś zasmuca, ale coraz rzadziej zaskakuje. Fantastycznie przeczytać relację kogoś, kto był w Tybecie po raz pierwszy, kto obserwuje tą magiczną krainę "świeżym okiem". 

Pani Bożena razem z dziesiątką przyjaciół pojechała do Lhasy na przełomie czerwca i lipca. Przy tak dużej (i międzynarodowej) grupie, zawsze są komplikacje: ten musiał zmieniać paszport, tamtemu przeciągnęły się formalności z wydaniem wizy (przeczytaj o regulacjach dotyczących turystów w Tybecie). Tym bardziej cieszę się, że udało nam się dopiąć wszystko na ostatni guzik i wymarzona podroż indywidualna do Tybetu się udała. A jak było - przeczytajcie sami.

Pani Iwono,

jesteśmy w Polsce od tygodnia i dopiero teraz wracam do normalnego życia 🙂
Przede wszystkim od całej grupy przekazuję ogromne i najserdeczniejsze podziękowanie za Pani pracę i pomoc. Nikt z nas nie był wcześniej w Tybecie. Wszyscy byli bardzo zadowoleni, wręcz zachwyceni właściwie wszystkim : hotelem, przewodnikiem, programem, każdym elementem naszego wyjazdu. Przed wyjazdem ktoś ze znajomych powiedział mi, że fajnie, ale Lhasa i Tybet to właściwie już tylko skansen. Na szczęście mylił się. Tybetańczycy żyją, na tyle swobodnie i po swojemu na ile pozwala im okupant. Mimo tak trudnych warunków przez dziesiątki lat zachowują swoja kulturę i tradycje. Na pewno trudno wyciągać jakieś poważne wnioski na podstawie tak krótkiego pobytu, ale nawet w ciągu kilku dni wiele można zauważyć. Ilość policji, ciągłe prześwietlanie toreb i sprawdzanie dokumentów, chińskie flagi na każdym budynku, “rozbudowa Lhasy” po chińsku – koszmarne dzielnice z wielopiętrowymi blokami, chińskie sklepy itd. To jednak na pewno nie jest skansen. Byliśmy pełni podziwu, że Tybetańczycy nadal żyją, tyle lat w coraz trudniejszych warunkach.

Wszystkich zachwyciła ich kultura, stroje, świątynie, architektura i tyle kolorów tam, gdzie przyroda jest tak uboga i surowa. Mogłabym dużo i długo o tym pisać. Mam gdzieś taką obserwację i przekonanie, że dopóki do Tybetu będą przyjeżdżać turyści, Tybet przetrwa. Ich wielką siłą jest też religia. Spaja ich jako naród i wzmacnia tożsamość.

Mieliśmy świetnego przewodnika. Dobrze mówił po angielsku, był bardzo oddany, pomocny i nic nie było dla niego trudne. Wszyscy zachwycali się, zarówno związanymi z historią Tybetu Świątyniami jak i pałacami. Dla mnie największym zaskoczeniem było otoczenie Norbulingki. Wyobrażałam sobie, że nadal pałac i park położone są wśród pól, jak w “Kundunie” 🙂 Wszyscy byli zachwyceni hotelem, pięknem tego budynku, warunkami, jego świetnym położeniem i oczywiście obsługą, wielką życzliwością i serdecznością Tybetańczyków.

Niesamowita była wyprawa nad jezioro Yamdrok. Wiele różnych wrażeń. Po pierwsze skala działań Chińczyków – przeraża. Zachwycała przyroda, piękno gór, przełęcz i oczywiście jezioro. Wszyscy szukali jaków i trudno było uwierzyć, jak te zwierzęta dają sobie radę w tak trudnych warunkach. Jezioro i otaczające je góry odebrały nam mowę. Na początek trudno było uwierzyć, że jesteśmy na takiej wysokości. Nietrudno zrozumieć, dlaczego ludzie chodzą w góry, czemu się wspinają. Sporo chodziłam po Tatrach, zawsze lubiłam góry, byłam kiedyś na trekkingu wokół Katmandu, ale to doświadczenie było wyjątkowe.

Z przyjemnością godzinami włóczyliśmy się po Lhasie obserwując codzienne życie, sklepiki, piekarnie, knajpki. Jedzenie wszystkim bardzo smakowało, szczególnie pierożki z mięsem jaka. Odwiedziliśmy wiele tybetańskich lokali.

Z aklimatyzacją miała Pani rację. Mnie tylko było głupio, bo z wyjątkiem krótkiego oddechu nie miałam żadnych innych objawów, a wszyscy pozostali potrzebowali co najmniej dwóch dni, żeby w miarę normalnie funkcjonować.

Tak podsumowując, cała podróż udała się bardzo i dała nam wszystkim mnóstwo różnych wrażeń w wielu różnych aspektach. Takie następstwo krajów bezpośrednio po sobie dało sposobność do lepszego zobaczenia różnic i podobieństw.

Trochę może chaotycznie przedstawiam moje wrażenia. Porządkując i wybierając zdjęcia, spróbuję je zapisać, stworzyć coś w rodzaju relacji. Może kiedyś będzie okazja jeszcze o tym porozmawiać.

Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję i na pewno będę polecać zarówno Panią, Pani Iwono jak i biuro w Tybecie.

Pozdrawiam
Bożena


Podróż do Tybetu na własną rękę

Marzysz o podróży do Tybetu?

 Lubisz podróżować indywidualnie albo z grupą przyjaciół? Cenisz sobie żeby podróż była w 100% dostosowana do Ciebie?


Lhasa i okolice – relacja z podróży pani Bożeny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.