Kham, czyli Tybet na własną rękę. Czasami warto odpuścić sobie Himalaje

Kham, czyli Tybet na własną rękę. Czasami warto odpuścić sobie Himalaje

Kham Tybet na własną rękę

Często pytacie mnie o Kham, czyli Tybet na własną rękę. Przeszło 14 lat podróżuję po Tybecie, głownie po Tybetańskim Regionie Autonomicznym, ale to właśnie Kham jest miejscem, które kocham najbardziej, za którym tęsknię i do którego lubię wracać. I choć nie ma tu tego wszystkiego, co kojarzy się nam z Tybetem:

  • Himalajów,
  • Ośnieżonych szczytów,
  • Wysokogórskiego pustkowia,
  • Znanych zabytków wpisanych na listę UNESCO jak Potala czy Norbilingka
  • Ani wielkich klasztorów Gelugpy…

To tu bije serce Tybetu. To tu praktykuje się sekretne rytuały dzogchen, które w ciągu jednego życia mogą doprowadzić do oświecenia. A do tego naucza się tych metod, co unikatowe w Tybecie, kobiety, bo jak powiedział do uczestników wyjazdu Wangdrak Rinpoche: „uczę kobiety, bo kobiety osiągają lepsze wyniki w praktyce”. I ma na to dowody – gdy umierają mniszki z klasztoru Gebchak, towarzyszą temu cuda (o Yarchen Gar, jednym z największych żeńskich klasztorów przeczytasz tutaj /od czerwca 2019 klasztor zamknięty dla turystów) . To z Khamu pochodzą najwięksi mistrzowie, których historie życia poruszają, np. Garchen Rinpoche, który walczył w powstaniu Khampów, a po jego upadku 20 lat spędził w chińskim więzieniu. To tu znajdują się jedne z najświętszych miejsc całego Tybetu, a wiosek strzegą wykonani z gliny, drewna i metalu strażnicy. To kraina, która wciąż opiera się przemożnemu wpływowi nowoczesności i Chin.

Dlaczego o tym piszę? Bo może czasem warto odpuścić sobie Himalaje, Potalę i wszystkie cuda Tybetańskiego Regionu Autonomicznego i pojechać do Khamu. Choć jest ciężko, bo wysokości spore, noclegi w klasztorach brudne, drogi nie zawsze wybetonowane a czasy przejazdów nieprzewidywalne, to zapewniam Cię, że warto. To doświadczenie, które pozostawia ślad gdzieś głęboko w duszy. Zmienia na lepsze.

A tak od strony praktycznej: do większości dużych miejscowości w Khamie dotrzesz lokalnym autobusem. Problem pojawia się jak chce się pojechać do jakieś małej wioski czy położonego w głuszy klasztoru. Trzeba albo czekać na jakąś podwózkę (czasem bardzo długo), albo wynająć samochód z kierowcą. W Chinach cudzoziemiec nie może prowadzić samochodu – prawo jazy międzynarodowe nie jest uznawane. Niezłym rozwiązaniem może być podróż rowerem, ale przełęcze o wysokości 4500-4700 m n.p.m. sprawiają, ze jest to doświadczenie „tylko dla orłów”. W Nangchen oprócz wynajętego transportu mogą przydać się namiot i zapasy jedzenia – poza większymi miejscowościami, infrastruktura turystyczna jest praktycznie na poziomie zerowym. Można za to zatrzymać się w klasztorach, jeśli dysponują miejscami noclegowymi dla gości – warunki są bardzo proste, często nie ma toalety i wody, a śpi się w zbiorowych salach.

Zachęcam Cię do podróżowania po Khamie. Nie potrzeba do tego permitu. Można, podróżować na własną rękę, rowerem, autobusem, jak sobie chcesz 🙂 Więcej na temat regulacji dotyczących podróżowania po tym regionie znajdziesz tutaj.


Kham, czyli Tybet na własną rękę. Czasami warto odpuścić sobie Himalaje
Tagged on:                 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.