Bardzo długo zbierałam się do napisania o książce Grzegorza Sterna “Borderline. 12 podróży do Birmy”, wydanej przez Czarne. Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych książek o Birmie (w kategorii reportaż), jaka w ogóle ukazała się na polskim rynku wydawniczym ale i jedna z najtrudniejszych…
Jeżeli szukasz opowieści o miłych, uśmiechniętych ludziach, o tym jak Mjanma jest cudowna, to lepiej tej książki nie czytaj, chociaż może właśnie tym bardziej powinnaś/powinieneś po nią sięgnąć.
To książka dla mnie ważna ponieważ opisuje coś czego istnienie, współpracując przez lata z Birmańczykami, przeczuwałam a czego nie potrafiłam zdefiniować. Czegoś, skrywanego głęboko pod maską uśmiechu i uprzejmości. Jakieś swoistej frustracji, gniewu – nie wiem jak to dobrze określić. W swojej książce owo “coś” Stern bardzo precyzyjnie definiuje.
Nie uda mi się lepiej podsumować “Borderline” niż zrobił to mistrz – Wojciech Jagielski:
“Żywa, osobista opowieść o niemożności wydostania się z niewoli”.
Wojciech Jagielski
Od początku lat 70 praktycznie do czasów obecnych Birmą rządziła junta (paradoksalnie rządzi nadal, mimo że formalnie władzę nad krajem sprawuje Daw Aung San Suu Kyi), prowadząc komunistyczny eksperyment w imię równości i sprawiedliwości społecznej. Eksperyment, który doprowadził jeden z najbogatszych krajów Azji do zapaści ekonomicznej, a jego mieszkańców zamienił w niewolników własnego strachu i przeżytych traum. Zapewne czytając to pomyślisz o Chinach Mao Zedonga czy reżimie Pol Pota w Kambodży i będziesz mieć rację. O podobnym zjawisku pisze np. Wojciech Tochman w książce „Kambodża – pianie kogutów, płacz psów” .
Wracając do książki Grzegorza Sterna. Nie jest to lektura łatwa. Niektóre rozdziały, jak np. ten o egzekucji wójta w wiosce na pograniczu przez rządowe wojska zostaną w mojej pamięci na zawsze, chociaż chciałabym by zniknęły z niej jak najszybciej. Autor w swoim reportażu pokazuje jak wielkie szkody w ludziach wyrządziły lata zbrodniczych rządów, kiedy za byle drobiazg można było trafić na długie lata do więzienia, wystarczył tylko cień podejrzenia rzucony przez “pomocnego” sąsiada. Gdzie tortury i niewyobrażalna przemoc były na porządku dziennym. Pokazuje, jak bardzo wpływa to nadal na życie Birmańczyków, mimo, że ten straszliwy czas jest już przeszłością. Złamana odwaga, ciągły strach, brak zaufania do innych sprawiają, że trudno poradzić sobie w nowych “demokratycznych” warunkach. A to rodzi dalszą frustrację i przyzwolenie przemoc… Wobec innych, tych obcych. W 2017 r. ulicami Rangunu przeszedł marsz poparcia dla działań wojska podejmowanych przeciwko Rohingya; tego samego wojska, które jeszcze nie tak dawno w podobnie bestialski sposób obchodziło się z samymi Birmańczykami. W marszu wzięły udział tysiące ludzi. Paradoks?
Stern rozprawia się także z cukierkowym obrazem nowej birmańskiej demokracji i Aung San Suu Kyi. Pisze o tym, że jej krytycy trafiają do tych samych więzień, do których swoich przeciwników zamykała junta, że pewne rzeczy dzieją się po staremu. Autor nie ocenia, przedstawia fakty ostateczny werdykt pozostawiając nam, czytelnikom.
Jedyne, co było dla mnie rozczarowaniem, ale co de facto nie jest “winą” autora, to to, że zwiedziona zdjęciem z okładki, przedstawiającym birmańskiego punka, spodziewałam się, że w książce znajdę odniesienia do subkultury punkowej w Rangunie. Pomyliłam się. Punki w Birmie to zjawisko fascynujące, zwłaszcza dla kogoś, kto w młodości zasłuchiwał się w tej muzyce. Można przez chwilę pomyśleć, że jest się w Londynie lat 80 – glany, skóry, irokezy. Czy tak wyobrażasz sobie Birmę? Punki nie tylko w muzyce kontestują rzeczywistość, zajmują się także pomocą charytatywną dla najbiedniejszych mieszkańców miasta. Głośno opowiadają się także przeciwko przemocy wobec Muzułmanów, jako nielicującej z Dharmą – nauką Buddy (a zdaniem samych Birmańczyków, w ich kraju buddyzm przetrwał w najczystszej formie). Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej na ten temat polecam dwa filmy dokumentalne “Budda is my Punk” oraz starszy “Yangon calling”.
“Borderline…” Grzegorza Sterna, jest jedną z najlepszych książek, jakie ostatnio czytałam. Jeśli wybierasz się wkrótce do Birmy, albo właśnie co z niej wróciłaś/wróciłeś, to moim zdaniem jest ona lekturą obowiązkową.
Jeśli nie masz Mjanmy w planach podróżniczych, to “Borderline” też warto przeczytać, bo to przykład świetnej sztuki reporterskiej.
Jako uzupełnienie, warto sięgnąć także po reportaż Emmy Larkin “Spustoszenie” o cyklonie Nargis.
Więcej książek, które polecam znajdziesz tutaj
Pani Iwono, dziękuję serdecznie za recenzję, tym cenniejszą, że pisze ją osobą, którą poznała Birmańczyków,
Grzegorz Stern
Panie Grzegorzu,
przepraszam, że z takim opóźnieniem, ale ostatnie kilka tygodni byłam w niedostępnych rejonach wschodniego Tybetu. Bardzo dziękuję za ta książkę, jest naprawdę świetna.
Pozdrawiam serdecznie
Iwona Bartoszcze