W Katmandu niezmiennie fascynuje mnie plątaniną kabli elektrycznych na ulicach. Trudno sobie wyobrazić, że ktokolwiek się w tym orientuje. A jednak… Ponoć jest jeden człowiek w całym mieście, który wyznaje się w tym całym ustrojstwie. Ciekawe co robią jak jest awaria, a ten spec jest właśnie na pielgrzymce, urlopie, z wizytą u rodziny 🙂 Stolica Nepalu jest dla mnie najczęściej przystankiem w drodze lądem z Tybetu. Po otwartych przestrzeniach dachu świata, wąskie ulice, pełne ludzi, samochodów kolorów, dźwięków i zapachów przyprawiają o zawrót głowy.
Chcę Ci dzisiaj opowiedzieć o moich ulubionych miejscach w mieście. Taki mój subiektywny ranking.
Stupa Boudhanath
Boudha to bezsprzecznie moje ukochane miejsce w Katmandu. Setki flag modlitewnych powiewających na wietrze, rozmodleni ludzie okrążający jedną z największych stup na świecie. Poczucie spokoju i harmonii, chociaż jest to miejsce bardzo gwarne. Kawałek tybetańskiego świata po drugiej stronie Himalajów. No i jeszcze oczy Buddy, których spojrzenie z czterech stron stupy przeszywa Cię na wskroś. To wszystko składa się na magiczną atmosferę tego miejsca. Widok tych oczu, to jedno z moich najwcześniejszych skojarzeń z Tybetem.
Z powstaniem stupy wiążą się dwie legendy. Wg newarskiej, król Bikramaditya nakazał, w miejscu obecnej stupy, budowę zbiornika na wodę, ale robotnicy nie natrafili nawet na jej jedną kroplę. Władca skonsultował się więc z astrologiem, a ten nakazał złożenie w ofierze mężczyzny posiadającego battis-lakshanas – 32 idealne cechy. Niestety tylko król i jego dwaj synowie spełniali to kryterium. Bikramaditya zdecydował złożyć w ofierze samego siebie, a dopełnienie tego obowiązku powierzył jednemu z synów. Synowe postanowił wybudować stupę, w miejscu, w które podczas składania w ofierze, potoczyła się głowa króla. Niestety, zabiegi te nie przyniosły efektu, ludzie nadal cierpieli z powodu suszy. Żeby przeżyć musieli zbierać rosę. Miejsce to nazwano Khāsti, co po nepalsku oznacza krople rosy. Dopiero współcześnie przemianowano je na Boudhanath.
Wg legendy tybetańskiej Boudha jest miejscem spoczynku Kasapy, jednego z tzw trzech buddów przeszłości (czyli tych, którzy pojawili się na świecie przed Siakiamunim). Szczątki mędrca pochowała pewna stara kobieta, która wraz z 4 synami była właścicielką fermy kur. Kobieta błagała króla, by pozwolił jej wznieść stupę na skrawku ziemi nie większym od kurzej skóry. Król był tak zaskoczony jej propozycją, że się zgodził. Sprytna staruszka ostrożnie pocięła skórę i ukręciła z niej długi rzemień, którym otoczyła teren budowy. Kiedy urzędnicy królewscy, zobaczyli rozmiar fundamentów wzniesionych przez kobietę i jej synów, przestraszyli się nie na żarty, że król każe im wznieść o wiele większą świątynię i postanowili nakłonić władcę do zmiany decyzji. Król jednak uniósł się honorem i nie cofnął danego słowa, a budowa stupy została ukończona.
Boudha to nie tylko miejsce duchowej kontemplacji, ale także wibrujący dźwiękami i kolorami ośrodek handlu. To cudowne miejsce na zakupy. Znajdziesz tu sklepy z rzemiosłem, antykami, szkoły malowania thanek (w tym przepiękne malowidła w stylu Karma Gadri, rzadko spotykane w Nepalu i Tybecie), sklepy z ubraniami (polecam zwłaszcza sklep z super prostymi ubraniami z płótna, prowadzonego przez młodą Tybetankę, jest taki tylko jeden, nie przeoczysz go), płytami z muzyką tybetańską, itp. A kiedy znuży Cię okrążanie stupy i robienie zakupów, zawsze możesz wpaść na przekąskę albo drinka do jednej z otaczających stupę restauracji. Niektóre z nich mają stoliki na dachu, skąd rozciąga się piękny widok na całe założenie.
Bhaktapur
Bhaktapur, a zwłaszcza dzielnica garncarzy to nr 2 na mojej liście. Nie bez kozery uważany jest za miasto kultury i sztuki. Zachowało się tu wiele pięknych newarskich budowli. Władze przykładają wagę do tego, by wszystkie nowo powstające budynki utrzymane były w tradycyjnym stylu. Dodatkowo trzęsienie ziemi z 2015 r. stosunkowo łaskawie, w porównaniu z Patanem i Katmandu, obeszło się z tutejszym starym miastem.
Bhaktapur kojarzy mi się nie tylko z piękną architekturą Durbaru, ale przede wszystkim z kobietami w tradycyjnych dla tego miasta czarnych sari z czerwonym paskiem na dole. Warto przyjrzeć się uważnie nogom starszych mieszkanek Bhaktapuru, a być może zauważymy na ich łydkach tatuaże. Wg zanikającej już tradycji, mają one symbolizować siłę i odstraszać złe moce.
Warto wybrać się do lokalnej restauracji i spróbować “króla jogurtów” – najlepszego jogurtu w całym kraju. Wiesz co łączy jogurt z powidłami śliwkowymi? – Sposób sprawdzania jego jakości. Dobre powidła poznamy po tym, że kiedy nabierzemy je na łyżkę i odwrócimy ją, to powidła odkleją się od niej i nie zlecą na podłogę. Tak samo jest z dobrym jogurtem. Jeśli obrócimy talerz z jogurtem dnem do góry – jogurt nie spadnie (radzę nie próbować tego w domu, chyba, że lubisz zmywać podłogę)
Moim ulubionym miejscem miasta jest dzielnica garncarzy. Ostatnimi czasy nastąpił tam postęp technologiczny i tradycyjne ziemne piece zastąpiły elektryczne, ale nadal widok suszących się na ziemi glinianych czerepów robi wrażenie. Podczas pierwszej wizyty w Nepalu w 2000 albo 2001 r. w jednym z warsztatów wypatrzyłam ceramicznego lwa, ale ponieważ miałam w planie jeszcze jakiś miesiąc jeżdżenia autobusami po Indiach – zrezygnowałam… Rozsądek wziął górę. W 2007 r. Bhaktapur był ostatnim punktem na mojej trasie. W ciemnym zagraconym warsztacie, stał on, mój wymarzony lewek. Przewiezienie go, to była istna droga przez mękę, bo każdy celnik po drodze, sprawdzał czy nie przemycam w nim bomby, albo narkotyków. Trzymając 3-kilowego grzmota w rękach praktycznie przez większość drogi (nie zmieścił się do luku bagażowego) dotarłam do Polski. Na dworcu kolejowym Warszawa Centralna, panował potworny ścisk, nie było gdzie wcisnąć stopy, nie mówiąc o postawieniu pakunku z ceramiką. Pociągi opóźnione były o ponad 2 godziny… Poważnie rozważałam wyrzucenie rzeźby… Teraz cieszę się, że tego nie zrobiłam. Patrzę na niego codziennie, pilnuje mojego domu.
Z Bhaktapurem wiąże się, dla mnie jeszcze jedna historia. Dużo mniej przyjemna. Podczas pierwszej podróży udało mi się namówić lokalnego przewodnika (chłopaka, który ofiarował się, że mnie oprowadzi), żeby pozwolono mi wejść do jednej ze świątyń (świątynie w Nepalu są zamknięte dla turystów). Jakoś mojej uwadze uszedł fakt, że jest to świątynia Taledźu (emanacji Kali, czy też Durgi) i że jest święto. Za bramą był maleńki dziedziniec, a na nim sporej wielkości wybetonowany dół, a w niej stały kozy. Ruszyliśmy w stronę ciemnego sanktuarium, z którego wydobywał się dym i dziwne dźwięki. Stanęłam w rzeźbionych drzwiach. Moje oczy nie zdążyły się jeszcze przyzwyczaić do panującej wewnątrz ciemności, kiedy pojawił się on – mężczyzna z tacą, na której ruszała się jeszcze odcięta głowa kozy. Więcej nie pamiętam, zemdlałam. Ciekawość została ukarana.
Pashupatinath
Hinduistyczna świątynia położona na brzegach rzeki Bagmati. Znajduje się tu największy w Nepalu kompleks sakralny poświęcony bogu Sziwie (i jeden z najważniejszych na świecie), oraz ghaty, na których dokonuje się kremacji zmarłych (obecnie działa tu także krematorium, a rodziny zmarłych mogą wybrać, czy wolą kremację tradycyjną, czy nowoczesną). Przy ghatach panuje wyjątkowa atmosfera pełna podniosłości i mistycyzmu. To fascynujące miejsce. Wg hinduizmu każdy, kto zostanie skremowany w Pashupatinath, a jego prochy zostaną wrzucone do rzeki Bagmati (dopływu Gangesu), bez względu na to, jakie grzechy popełnił za życia odrodzi się ponownie jako istota ludzka. I tak jak mieszkańcy Indii marzą, żeby dokonać żywota w Benaresie, tak dla mieszkańców Nepalu takim miejscem jest właśnie Pashupatinath.
Na, dostępnym dla turystów, brzegu Bagmati znajduje się rząd kapliczek z lingamami Sziwy, przy których bezdzietne pary modlą się o potomstwo.
Pashupatinath łączy w sobie sacrum i profanum. Lokalną atrakcją są święci mężowie, tłumnie odwiedzający to miejsce. Tajemnicą poliszynela jest, że niewiele mają oni wspólnego z duchowością. To imigranci z Biharu (jednego z najbiedniejszych stanów w Indiach), którzy przybyli do Nepalu w poszukiwaniu możliwości zarobkowania. Zasada jest prosta: fotografujesz, to płacisz. Fantazyjne stroje i dopinane dredy przyciągają turystów i biznes się kręci.
To moje subiektywne top-3 w Dolinie Katmandu. Oczywiście jest jeszcze Durbar w Katmandu (niech Cię nie zmyli, każde miasto z czasów panowania Mallów ma swój durbar) – nadal w odbudowie, Patan z wąskimi korytarzami łączącymi poszczególne podwórka, Sawayambhunath, z tłumami pielgrzymów, turystów i małp (w odbudowie), Thamel, na którym można kupić absolutnie wszystko, Nagarkoth, skąd przy dobrej pogodzie widać Himalaje… Dla mnie jednak pobyt w Katmandu nie może się obyć bez wizyty w tych trzech miejscach, o których Ci napisałam.