Wolonturystyka – wyjazdy do sierocińców. Pomoc, ale czy aby na pewno?

Wolonturystyka – wyjazdy do sierocińców. Pomoc, ale czy aby na pewno?

Jak grzyby po deszczu pojawiają się ostatnio oferty wyjazdów z kilkudniowym pobytem w sierocińcach (tzw. wolonturystyka). Ale czy naprawdę w ten sposób jesteśmy w stanie komukolwiek pomóc? A może generujemy jeszcze większy problem, o którym nikt nam nie mówi? Pisałam już o tym w tekście na temat trekkingu do Nepalu Jest tam przeszło 800 sierot, z czego większość mieszka w sierocińcach ulokowanych w… centach turystycznych. Sierocińce to dochodowy biznes – ich właściciele żerując na dobrym sercu turystów zajmują się napychaniem własnych kieszeni niż faktycznym pomaganiem dzieciom. UNICEF stwierdził że 85% dzieci w sierocińcach ma rodziców! Handel dziećmi odbywa się w najbiedniejszych wioskach, gdzie rodzice zachęcani są do oddawania dzieci do tego typu przybytków, obietnicą otrzymanie przez nie edukacji. Edukacji, której nigdy nie otrzymują. Pieniądze, które wolontariusze płacą na pomoc sierotom nie trafiają do dzieci ale do kieszenie bezwzględnych biznesmenów. Nie wierzysz? Przeczytaj: po angielsku, po polsku . Zapraszam Was do lektury tekstu Alicji Kosińskiej z Zanim Pomożesz.


DZIECI – BENEFICJENCI CZY OFIARY POMOCY?

Jedną z najbardziej popularnych form wolonturystyki jest praca z dziećmi – to one często zachęcają z plakatów i folderów reklamowych do wolontariatu zagranicznego. Praca z nimi wydaje się przyjemna i dająca poczucie spełnienia.  Programy te polegają głównie na prowadzeniu zajęć dla dzieci z języka angielskiego lub też po prostu na opiece nad nimi (zabawy, animacje, itd.).

Programy te odbywają się głównie w sierocińcach czy też w domach opieki dziennej dla dzieci i oferują przyjemną i wzniosłą perspektywę spędzenia czasu. Internet pęka w szwach od relacji wolontariuszy opisujących jak fantastyczne tygodnie spędzili pracując z dziećmi. Na stronach operatorów wolonturystyki możemy znaleźć zaś dziesiątki zachęcających opisów jak te poniżej:

  • Podopieczni sierocińców i domów opieki z otwartym sercem przyjmą pomoc, którą możesz im ofiarować. Nie potrzebujesz do tego wcześniejszego doświadczenia – wystarczy, że pragniesz nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują.
  • Nie potrzebujesz wcześniejszego doświadczenia ani wykształcenia – wystarczą dobre chęci.
  • Jeżeli nie jest Ci obojętny los nepalskich dzieci z domów dziecka, domów opieki społecznej (…) nasz projekt został stworzony w sam raz dla Ciebie!
  • W przepełnionych sierocińcach brakuje pracowników i tutaj właśnie tak bardzo potrzebna jest Twoja pomoc, niezależnie od posiadanych kwalifikacji i wieku.


Nic, tylko jechać i pomagać..? Wyobraźmy sobie może najpierw analogiczną sytuację w Polsce.

Grupa zagranicznych, młodziutkich turystów przyjeżdża w ramach wakacji do polskich domów dziecka. Nie mają żadnych kompetencji pedagogicznych, nie znają w ogóle języka polskiego ani kultury. Właściwie nie wiadomo o nich nic, poza tym, że są niekarani. Ponadto mają nawet zastępować lokalny personel i zmieniać się co parę tygodni. Ich obecność ma jednocześnie zastąpić nauczycieli języka angielskiego.

Czy jest to wystarczająca opieka, jakiej wymagają dzieci wychowywane w domach dziecka?

W pierwszym odruchu, wydawać się może, że skoro jest zapotrzebowanie na zagranicznych wolontariuszy, to znaczy, że brakuje kompetentnych osób wśród lokalnych mieszkańców. Co więcej liczba sierocińców wydaje się tak wielka, że wymaganych jest dużo rąk do pracy.

Niestety, to właśnie biznes wolonturystyczny jest paliwem napędowym dla tego typu instytucji. ChildSafe Movement czy UNICEF alarmują, że istnieje silna korelacja między rosnącą liczbą dzieci umieszczanych w sierocińcach, a zwiększającym się popytem na wolontariat z udziałem dzieci i liczbą odwiedzających sierocińce turystów. Choć wydaje się to niewyobrażalne, liczba sierocińców rośnie, mimo spadku liczby samych sierot!

Żerowanie na ludzkiej wrażliwości i samych dzieciach w niektórych krajach zaszło jeszcze dalej. W Nepalu dochodziło do sytuacji, w których dzieci przebywające w sierocińcach (a posiadające rodziny) miały fałszowane dokumenty i były wydawane do zagranicznej adopcji – bez zgody, a nawet wiedzy biologicznych rodziców. Zjawisko to było na tyle duże, że w 2010 roku adopcje międzynarodowe dzieci z Nepalu zostały zakazane, aby ukrócić, proceder, który de facto był handlem dziećmi. W związku z taką utratą źródła dochodu oszuści szybko znaleźli inne – turystykę, która zaczęła się prężniej rozwijać od zakończenia w 2006 roku wojny domowej. Olbrzymi popyt na wolontariaty z udziałem dzieci oraz zyski z wizyt turystów w sierocińcach spowodowały, że aby „zapełnić” nowo powstałe placówki, dalej były specjalnie rekrutowane do tego dzieci. Dochodzi do namawiania rodziców, aby oddali tam swoje pociechy, obiecując lepsze życie i edukację. Oszuści podając się za pracowników międzynarodowych organizacji i szkół z internatem pobierali nawet specjalne opłaty za umieszczenie dzieci w placówce edukacyjnej, która de facto była sierocińcem. Wszystko po to, aby zwabiać progi ośrodków hojnych i poruszonych biedą turystów i wolontariuszy. Nie przypadkiem bowiem większość z sierocińców w krajach takich jak Nepal czy Kambodża, zlokalizowanych jest w najczęściej odwiedzanych przez turystów miejscach…


Mogłoby się wydawać, że musiały być to marginalne przypadki nadużyć w najgorszych możliwych sierocińcach. Miały one jednak miejsce właśnie w ośrodkach, z którymi współpracowały największe firmy wolonturystyczne, reklamujące się tym, że zapewniają bezpieczne i odpowiedzialne wolontariaty. Jeżeli nie jest Ci obojętny los nepalskich dzieci z domów dziecka, domów opieki społecznej (…), nasz projekt został stworzony w sam raz dla Ciebie! Tego typu zachęty ze strony jednego z liderów w tej branży pokazuje jak groteskowo dramatyczny jest rozdźwięk pomiędzy rzeczywistością, a głoszonymi hasłami reklamowymi. Nic więc dziwnego, że w placówkach tych nie są zatrudniani kompetentni lokalni nauczyciele – to nie dla nich są one bowiem tworzone. Niestety wolonturystyka stała się już zjawiskiem tak masowym, że wpływa w niektórych regionach na zwiększanie bezrobocia – w tym wypadku wśród opiekunów i nauczycieli. Choć intencje wolontariuszy są jak najlepsze, często sam ich krótki pobyt uniemożliwia nauczenie dzieci czegokolwiek, nie wspominając o tym, że brakuje im niezbędnych kwalifikacji. Dla wielu polskich rodziców problemem jest, gdy jego dziecku w połowie roku zostanie zmieniony nauczyciel, bowiem może to zaburzyć rytm nauki. Jaki rytm nauki może więc być prowadzony, gdy nauczyciel zmienia się co miesiąc, czy nawet co dwa tygodnie? Czy można tu mówić o realizacji jakiegokolwiek programu?

Zwiedzanie sierocińców (ang. orphanage tourism) stało się nowym, popularnym elementem wycieczek turystycznych, poprzedzonych wizytą w sklepie, gdzie hojni turyści mogą kupić prezenty dla dzieci. Po odwiedzeniu ośrodka, wręczeniu prezentów a niekiedy obejrzeniu specjalnie przygotowanego przedstawienia, wydarza się to, o czym sami turyści już nigdy się pewnie nie dowiedzą.

Prezenty bywają zabierane na nowo do sklepu (który jak się okazuje nie był przypadkowy) i sprzedawane ponownie kolejnym turystom, którzy odwiedzą go przed swoją wizytą w sierocińcu. Kto na tym zyskuje? Właściciel sklepu sprzedający parokrotnie ten sam towar, właściciele sierocińców, którzy dostają z tego profit oraz przewodnik, który przywiózł w jedno i drugie miejsce turystów. Zyskują też poniekąd turyści, którzy w błogiej nieświadomości opuszczają ośrodek, z poczuciem, że zrobili coś dobrego. Jedynymi osobami, które nic nie otrzymują z tego kręgu generowania pieniędzy są teoretyczni beneficjenci pomocy, czyli dzieci.

Wielu oszustów prowadzących wątpliwej jakości sierocińce, bez względu na ilość posiadanych pieniędzy, utrzymuje placówki i przebywające w nich i dzieci w opłakanym stanie, bowiem to porusza serca (i otwiera portfele) wielu odwiedzającym turystom i wolontariuszom. Wiąże się to z niedożywieniem dzieci, brakiem higieny, opieki medycznej, czasem nawet ubrań na zmianę.

Turyści i wolontariusze mając najlepsze intencje często popełniają też błąd, jakim jest okazywanie dzieciom dużej czułości. Dzieci mieszkające w sierocińcach jej łakną, a odwiedzający chętnie tulą je i zabawiają. Kierowani odruchem serca, nie biorą jednak pod uwagę tego, jak te dzieci będą się czuć gdy oni zakończą swój pobyt i odjadą. Dzieci przebywające w sierocińcach, w których odbywają się rotacyjnie wizyty wolontariuszy i turystów, tkwią w zamkniętym kole porzucenia, raz za razem, po raz kolejny odczuwając, że nie są dla kogoś dość ważne. Jak zauważył nasz specjalista, psycholog Szymon Hejmanowski,  powtarzające się doświadczenia tego typu mogą prowadzić do trwałych urazów emocjonalnych i dysfunkcji w relacjach społecznych. Dlatego też tak istotne jest, aby dziecko miało stałą, bezpieczną opiekę, która będzie stanowiła fundament dla jego rozwoju.

Można by stwierdzić, że wystarczy omijać same sierocińce, czyli placówki ze słowem „orphanage“ w nazwie. W krajach globalnego Południa istnieje jednak wiele zamiennych nazw dla tego typu ośrodków stałej opieki. Funkcjonują również pod nazwami takimi jak: placówki opiekuńcze (ang. residential care), dom dziecka (ang. children home) a nawet szkoła z internatem (ang. boarding school). Różne nazewnictwo nie zmienia faktu, że funkcjonują w podobny do siebie sposób.

Powyżej opisane zależności, pokazują jakie dodatkowe brzemię – poza często niepotrzebnym rozdzieleniem od rodziny – dźwigają na swoich barkach dzieci. Jak pokazuje 60 lat badań, żadna forma instytucjonalizacji dzieci nie będzie dla nich lepsza niż mieszkanie z rodziną – choćby zastępczą. Choć tzw. zachodni świat już dawno odwrócił się od takiej formy opieki nad dziećmi uznając jego szkodliwość, operatorzy turystyki wolontariackiej przekonują nas, że wolontariat w sierocińcu jest świetną forma spędzenia wakacji i możliwością niesienia realnej pomocy. Myśl o wychowankach tego typu instytucji skłania do zadawania kolejnych pytań natury etycznej:

  • Czy niewykwalifikowany wolontariusz może zastąpić kompetentnego lokalnego nauczyciela?
  • Czy jakikolwiek dyrektor ośrodka i grupa entuzjastycznych i czułych wolontariuszy może zastąpić opiekę rodzica?
  • Czy warto pracować dla ośrodka, który jest prowadzony w sposób daleki od właściwego?
  • Czy chcąc udać się na wolontariat z udziałem dzieci, ośrodki stałej opieki jak sierocińce są jedyną opcją?

Nikt nie zakłada złych intencji wolontariuszy – wręcz przeciwnie, ich intencje są zazwyczaj jak najczystsze. Wielu z nich jednak nie ma świadomości, że projekty w których biorą udział mogą wywołać więcej szkody niż pożytku. Od kilku lat biznes wolonturystyczny jest coraz mocniej krytykowany przez rozpoznawalne międzynarodowe organizacje za pogłębianie problemów dzieci na świecie. Istnieje jednak coraz więcej wartościowych projektów, które kładą na pierwszym miejscu dobro swojego beneficjenta, czyli dziecka. Świadomy wybór odpowiedzialnej organizacji i projektu zgodnego z naszymi kompetencjami, może sprawić, że będzie możliwe przeżycie przygody życia, z realnym poczuciem, że zrobiło się coś właściwego aby pomóc, a nie zaszkodzić najmłodszym.

Opr. Alicja Kosińska


Więcej na ten temat znajdziecie na stronie http://zanimpomozesz.pl

Jeśli interesuje Cię sytuacja dzieci w Nepalu – polecam Ci książkę w Burka w Nepalu nazywa się sari. Więcej przeczytasz o niej tutaj

Wolonturystyka – wyjazdy do sierocińców. Pomoc, ale czy aby na pewno?
Tagged on:             

4 thoughts on “Wolonturystyka – wyjazdy do sierocińców. Pomoc, ale czy aby na pewno?

  • 20 czerwca, 2018 at 11:49 am
    Permalink

    Jak znaleźć odpowiednią organizację? Czym się kierować?

    Reply
    • 20 czerwca, 2018 at 11:09 pm
      Permalink

      Osobiście wspieram organizacje, które znam i do których mam zaufanie, że ludzie tam pracujący mają dobre intencje i robią dobrą robotę 🙂 Sprawdzam organizacje na miejscu – ostatnio zainteresowałam się fundacją promującą sztukę Kampów niestety na miejscu w Tybecie okazało się, że to biznes pewnej austriackiej (z tego co pamiętam) niewiasty. Skorzystałabym też z oferty polecanej przez kogoś, do kogo mam zaufanie, a wiem, że jest osobą, która rozsądnie podchodzi do tego typu spraw.
      Czyli generalnie czytać (głownie po angielsku, bo w zagranicznych mediach jest sporo artykułów o przekrętach w nepalskich sierocińcach), sprawdzać, zadawać pytania. Próbować znaleźć organizacje, które działają na rzecz scalania lub reintegracji rodzin i takie, które mają oferty długoterminowe. Takie, dla których ważne są Twoje kompetencje, a nie biorą wszystkich jak leci. Upewnić się, że działania faktycznie trafiają do potrzebujących, a nie jest to np sposób na obniżenie kosztów działalności. Unikać agencji pośredniczących (bo to masówka i nie koniecznie sprawdzają) i z rezerwą podchodzić do ofert biur oferujących wycieczki połączone z pobytem w sierocińcu.

      Reply
    • 21 czerwca, 2018 at 8:20 am
      Permalink

      Alicja, bardzo dziękuję za zamieszczenie linka do strony

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.